Witam!
Najpierw trzeba, @!#$, kupić prezenty. Oznacza to, że będę latał po
sklepach, przepychał się przez spoconych ludzi z obłędem w oczach, żeby
wydać mnóstwo kasy na jakieś pierdoły. Co gorsza, wszystko już kiedyś komuś
kupiłem.
Wujek Bronek dostał w zeszłym roku flaszkę, a przecież nie kupię mu
w tym roku książki, bo ten facet nigdy nie przeczytał nic ponad tekst na
etykiecie półlitrówki.
Ciocia Jadzia rok temu ukontentowała się kremem nawilżającym, co go
kupiłem z przeceny, bo za tydzień kończył się termin ważności. W tym roku
jedynym kosmetykiem dla tej lampucery byłby krem przeciwzmarszczkowy, ale
po pierwsze, takich zmarszczek żaden krem nie wygładzi, a po drugie,
przecież nie wydam na kosmetyki całej kasy na Boże Narodzenie,
l tak ze wszystkimi.
Dziecko mordę drze o jakiś nowy program komputerowy, choć i tak
wiadomo, że przestanie się nim zajmować po 48 godzinach, bo każda gra jest
dla niego za trudna, półmózga.
Żona będzie miała jak zwykle pretensje, że Kowalska z jej biura
dostanie coś ładniejszego. W rezultacie kupię byle co - jak co roku .
Potem śledzik w pracy i patrzenie na męki szefa, który życzy nam
"dużo pieniędzy", choć wszyscy wiedzą, że dopiero wtedy byłby szczęśliwy
,gdybym pracował za miskę zupy z brukwi przykuty łańcuchem do komputera.
Krwiopijca .Potem wszyscy się nawalą jak szpaki, a pan Władzio obślini
biust pani Bożeny z księgowości zamkną się oboje w archiwum, bo oni zawsze
walą się jak króliki, kiedy są naprani.
Następnego dnia kac, w dodatku żona będzie robić wymówki. Jeszcze
tylko trzeba jebnąć w baniak karpia, bo małżonka -uważacie -wrażliwa jest i
na męki zwierzątka nie może patrzeć, choć mnie męczy od 15 lat bez
zmrużenia oka, garbata owca. Przynieść i przystroić choinkę. Z dzieckiem,
żeby miało ciepłe wspomnienia z dzieciństwa", a ono w dupie ma choinkę,
mnie, Boże Narodzenie i wszystko. Jak taki glon emocjonalny może mieć
jakiekolwiek wspomnienia? No i kolacyjka wigilijna. Rodzinna, mać ich w tę
iż powrotem. Jedna wielka męka. Co za kutas wymyślił ten łzawy termin
"rodzinna wieczerza"? Przyjdą wszyscy ci, od których na co dzień trzymam
się z daleka z dobrym skutkiem. Usiądziemy za stołem...
A nie, pardon, najpierw prezenty! Trzeba będzie się kłamliwie
ucieszyć, choć z góry wiem, że ten krawat kupiony na bazarze od
Wietnamczyków dopełniłby liczną kolekcję podobnych gówien, gdybym
oczywiście zawalił szafę takim badziewiem, a nie zaraz następnego dnia
wyrzucił wszystko do śmietnika. Dostanę też najtańszy koniak i jakieś
kosmetyki. Jakie - będę wiedział ostatniego dnia przed Wigilią, kiedy w
pobliskim supermarkecie zaczną wyprzedawać to, czego nie udało się upchnąć
ludziom. Po prezentach się zacznie. Te same kretyńskie dowcipy wuja Bronka,
zwłaszcza , kurna, ten o gąsce Balbince. Wszyscy będą dokarmiać mojego psa
po to, żeby narzygał w nocy na pościel. Ciotka zełzawi się po dwóch
godzinach żucia żarcia z wytrwałością tapira i zacznie płakać, "jak to
dobrze, że trzymamy się razem". Gówno prawda akurat, co wykażą następne
dwie godziny, kiedy to nawaliwszy się już, zacznie wyzywać swojego ślubnego
od złamanych @!#$ów. To oczywiście prawda, ale dlaczego popierać to
rzucaniem w niego salaterką po śledziach? Mniejsza o jego mordę, ale ciotka
nigdy nie trafia. Plama na wersalce cuchnie jeszcze przez dwa tygodnie po
Wigilii.
Jedyna nadzieja, że akurat w tym roku 6-letnia latorośl kuzynostwa z
Łodzi nie nawali w gacie w połowie kolacji i nie zakomunikuje o tym
radośnie jeszcze przed deserem. Bo to, że coś wywali sobie na łeb ze stołu,
to pewne jak w banku. Jeszcze tylko muszę przeżyć debilne gadki o polityce,
przy których wszyscy oczywiście skoczą sobie do gardeł i na siebie się
poobrażają. Na koniec ciotula Jadzia puści maleńkiego pawika na ścianę koło
swojego fotela i można będzie odtrąbić koniec męczarni.
A nie, byłbym zapomniał. Kolejną rozrywką będzie wyprawa na
pasterkę, bo to religijna rodzina. No to pójdę, choć nikt nigdy nie
wyjaśnił, po nagłą cholerę tłuc się po nocy, żeby stać na mrozie w bezruchu
przez godzinę czy więcej. Ciekawe, czy moja małżonka znowu wywinie orła na,
ryj na schodkach kościółka - jak to robi od kilku | lat z uporem godnym
lepszej sprawy? W kościele, jeśli tam się dopcham, będzie cuchnąć jak w
gorzelni, bo wierni tylko dlatego stoją na własnych nogach, bo za duży
tłok, żeby upaść. Czasem tylko ktoś beknie albo puści głośno bąka, ale i tak
nikt na to nie zwróci uwagi, bo wszyscy drzemią na stojąco. Wracając trzeba
tylko będzie uważać na chłopców z osiedla, bo w Wigilię katolicka młodzież
szczególnie lubi wpierdolić bliźniemu. Rok temu zaplanowali wujka Bronka ,
ale on chyba tego nie zauważył, bo był zalany w płaskorzeźbę.
Wreszcie wychodzą z chałupy, wory jedne. Moment zamykania drzwi za
ostatnim z tych troglodytów jest najszczęśliwszą chwilą w moim świątecznym
życiu.
Kilka dni odpoczynku. Ale mijają jak z bata strzelił, bo wielkimi
krokami zbliża się kolejny kretyński wynalazek - sylwester. Ludzie! Kto to
wymyślił ?! Już od listopada ślubna wydala z siebie idiotyczne pomysły,
żeby pójść na "jakiś bal". Jakbyśmy srali pieniędzmi... Albo żeby gdzieś
wyjechać, gdzie gorąco. A niech se włączy farelkę pod fikusem, będzie miała
tropiki w chałupie, l tak przecież skoczy się na balandze u Witka. Jasne,
trzeba ładnie się ubrać, bo wszystkim się wydaje, że to jakiś uroczysty
dzień. Czyli żona najpierw puści w trąbę pół budżetu domowego na jakąś
kieckę, w której wygląda jak zwykle, czyli jak w worku po nawozach
sztucznych. Ale cena taka, że za to można by żywić jeden powiat w Somalii
przez kwartał. Ja się wbijam w garnitur, bo europejska cywilizacja
wymyśliła, że mężczyzna wygląda dobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, co
pije pod pachami. Pod szyją zawiążę sobie kolorowy postronek, i tak mam
przewagę, bo prysnę na dziób jakąś wodę kolońską i jazda, a małżonka
kładzie sobie tapety tyle, że palec w to wchodzi do pierwszego stawu, a
daje rezultat mumii Tutenchamona zaraz przed konserwacją. I zajmuje ze trzy
godziny. Łazienka, oczywiście, zajęta i wszyscy pozostali domownicy mogą
szczać do zlewu, jak mają potrzebę, albo niech zdychają na uremię.
U Witka ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia się coś nowego, na
czym można by oko zawiesić. Jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, bo chociaż
Wituś ma dużą chałupę, to ryzyko za duże. Zresztą każda kobitka jeszcze
przed północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda jak kupa. W tym
dniu trzeba być radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i ruszać
w tany, nawet jeśli ni pyty nie mam o tym pojęcia. Zresztą nikt nie ma, za
to wszyscy miotają się w konwulsjach i po krótkim czasie cuchną, jak gdyby
nie myli się z tydzień. Baby w szczególności. Z facetami jest prostsza
sprawa, bo już koło jedenastej są pijani w sztok i bełkoczą albo chcą
ruchać wszystko, na co trafią w drodze do baru. O północy trzeba obcałować
wszystkie te oślinione i śmierdzące wódą mordy, obłudnie życząc wszystkiego
najlepszego, choć jedyne, o czym wtedy myślę, to żeby ich szlag trafił czym
prędzej. Potem sylwestrowa noc, banalna do bólu - rozmazane makijaże kobitek
(najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy właścicielka walnie mordą w sałatkę),
śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci w kiblu. Norma. Ja,
oczywiście, nawalę się już przed północą, żeby uniknąć konieczności
potańcówek i dialogów z własną żoną, bo co jej można nowego powiedzieć po
15 latach małżeństwa? Trzeba tylko doczekać do rana, kiedy ruszą pierwsze
autobusy, bo zamówienie taksówki graniczy z cudem. Pijany i śmierdzący
autobus dowiezie nas jakoś do domu. Można spać. Przeżyłem.
_________________ Темные стороны власти
|